O wykańczaniu

Wykańczam mieszkanie, w którym mieszkamy prawie od roku. Przewinęło mi się przez głowę mnóstwo różnych koncepcji. Przy okazji odkryłam swoją nową pasję – kocham dobre i stylowe wnętrza. W zasadzie to się mocno zasadza na moich pozostałych zainteresowaniach – mam na myśli fotografię i dobry szeroko pojęty design (czy dizajn? chyba nie przepadam za spolszczaniem). Zawodowo zajmuję się projektowaniem stron internetowych, logotypów i wizytówek. Lubię to robić i staram się, by moje inspiracje pochodziły z dobrych źródeł :).

Ale wracając do tematu. Z tym wykańczaniem jest jak z obosiecznym mieczem – ja wykańczam mieszkanie, a ono mnie. Ostatnio przeżyłam prawdziwe załamanie z tym związane. Jednak zanim to opiszę, muszę wspomnieć o istotnym fakcie. To wnętrze w zasadzie buduję od podstaw.  Nie było praktycznie ani jednej rzeczy, której nie trzeba było wymienić, czy też odnowić.  Nie było ciepłej wody, ogrzewania (bo czy można nazwać ogrzewanym mieszkanie, w którym zimą jest w porywach do 12 stopni? Nie sądzę.) , prawidłowo wydzielonej przestrzeni. Jakiś czas temu wymieniono jedynie okna – ale prawdę mówiąc – to wcale nie był taki świetny pomysł, ponieważ po starych oknach zostały „urocze” parapety i wnęki znacznie większe od ramy okiennej :/. Kiedyś zarzucę zdjęcie.  To nie koniec „atrakcji”. Musieliśmy się uporać z cieknącym dachem (rzekomo naprawianym rok wcześniej), z emalią na ścianach w kuchni (zdzieraliśmy opalarką, w niektórych miejscach zbijaliśmy tynk), z zawilgoconymi tynkami w łazience (wszystkie do zbicia) i z grzybkiem. Oczywiście większość tych rzeczy zrobiliśmy przed wprowadzeniem się.

„Krótka” lista wykonanych prac:

– prace hydrauliczne (wszystkie stare rury poszły won, zostały zrobione na nowo odpływy, inny układ w kuchni, nowe rury i złączki)

– prace elektryczne (pociągnięte nowe kable tam gdzie było to konieczne, jeszcze czeka nas założenie nowego przyłącza – obecne jest współdzielone z sąsiadem)

– wyburzenia – powiększyliśmy łazienkę kosztem spiżarki

– murowanie – zamurowaliśmy drzwi do spiżarki

– instalacje sanitarne (WC, nowa wanna, bateria wannowa, zlew w kuchni, bateria do zlewu)

– naprawa dachu

– ogrzewanie kominkowe – piecyk wolnostojący z szybą (musimy kupić jeszcze jeden do drugiego pokoju)

– ogrzewanie podłogowe – w kuchni

– zdjęcie starych kaloryferów i wyjęcie rur (zrezygnowaliśmy z pseudo-ogrzewania centralnego – 12 (!) stopni zimą, za które sąsiad, który mieszka piętro niżej i zawsze kupował węgiel i podkładał do pieca, kazał sobie zapłacić za 10 ton węgla – nie, mieszkanie nie ma 200m2 tylko raptem 63!)

– zdjęcie starych sosnowych desek w kuchni (były spróchniałe)

– wylewka betonowa w kuchni

– wylewka betonowa wyrównująca w łazience

– zabudowa wanny z ręcznie formowanych cegieł klinkierowych (zamiast płytek – chciałam oryginalne rozwiązanie)

– położenie drewnianej podłogi w łazience (jatoba)

– położenie gresu w kuchni i w przedpokoju (szachownica czarno-biała; bardzo duże poświęcenie z mojej strony – nie cierpię płytek!)

– zdjęcie parkietu dębowego w przedpokoju (był wybrakowany, przyklejony na smole (!), którą przed położeniem płytek trzeba było przez 3 dni (powierzchnia raptem 3,5m2) skuwać za pomocą młota udarowego – uroczo po prostu!)

– położenie gładzi w pokoju, w przedpokoju, w łazience i w kuchni

– malowanie pokoju, przedpokoju (po incydencie ze skuwaniem smoły trzeba będzie malować jeszcze raz), łazienki i kuchni

– zabudowanie „uroczych” wnęk okiennych znacznie przekraczających szerokość ramy okiennej (jeszcze trzeba to zrobić w jednym pokoju, w kuchni i łazience)

– wstawienie nowych drzwi wejściowych

– złożenie zabudowy kuchennej – szafki dolne plus blat

– odnowienie sosnowej podłogi w pokoju (ok. 18m2)

Lista prac do zrobienia:

– pomalowanie pokoju (który był rok temu malowany, ale po poprawkach wnęk okiennych wymaga pomalowania)

– pomalowanie przedpokoju

– poprawki w kuchni

– zabudowa z płyt kartonowo-gipsowych w łazience (sufit, który nie ma równego poziomu)

– wstawienie nowych drzwi w łazience

– zabudowa łazienkowa pod umywalkę

– odnowienie podłogi sosnowej w drugim pokoju

– przyklejenie tapety z włókna szklanego (zamiast cholernej gładzi) i pomalowanie drugiego pokoju

– zakup sprzętu AGD – płyta indukcyjna, piekarnik, okap, pralka, lodówka

– zakup kanapy

– zakup drugiego kominka wolnostojącego

– powieszenie pozostałych półek w kuchni

Czyli bliżej do końca niż dalej i zbliżam się powoooooli do kupowania fajnych rzeczy typu meble, zamiast kolejnych worków z tynkiem/betonem/klejem do gresu.

Mam już dość. I mam powody do tego, by czuć się WYKOŃCZONA przez własne mieszkanie. Nigdy więcej brania się za coś, co wymaga tak bardzo gruntownego remontu i sprawia niespodzianki na każdym kroku. NO FUCKING WAY!

2 comments

  1. Niezła ta lista… ale może ja przedstawię swoją – chronologicznie.

    W lipcu 2010 postanowiliśmy wziąć mieszkanie po dziadku – zamiast sprzedawać to je wyremontować. Oczywiście własnoręcznie.

    Szkoda, że nie mamy zdjęć mieszkania przed remontem. Był to obraz nędzy i rozpaczy, przykryty w mniej lub bardziej udany sposób. Oczywiście zaczęło się od niespodzianek.

    Pierwszą niespodzianką był dach, lało się niemiłosiernie – większy deszcz czy burza a w pokoju (salon) była kałuża wody – dzięki temu skorodował tynk na suficie i kominie. Tak więc ochoczo wzięliśmy się do pracy – naprawiania dzieła fachowców. Dach przy kominach trzeba było wyprofilować bo genialni fachowcy zostawili nieckę w której zbierała się woda – a następnie przesiąkała przez papę.
    Dodatkowo położyliśmy warstwę nowej papy na części dachu. Remont „profesjonalnie” remontowanego dachu kosztował około 600zł.

    Po tej czynności postanowiliśmy wziąć się za odgracanie mieszkania. Dobrze, że kilkaset metrów od domu jest punkt zbiórki odpadów – zawieźliśmy tam: kuchenkę elektryczno-gazową (dom nie ma przyłącza gazu), resztki lodówki, mnóstwo małego AGD/RTV z poprzedniej epoki. Zawieźliśmy również bojler – napisałem o tym w oddzielnym zdaniu ponieważ ów bojler tego wymaga – był wielkości bomby atomowej. Wielki, stary, zżółkły i przerażający – wisiał w łazience nad wanną.

    Po wstępnym odgraceniu nadeszła pora na łazienkę. Zastaliśmy totalny obraz nędzy i rozpaczy. Łazienka maleńka, 4 m2 – zagrzybiona potwornie. Na ścianach była przyklejona ohydna tapeta, nad wanną wisiał wyżej wspomniany bojler-bomba, oczywiście niesprawny. Ciwkawostą był sposób jego podłączenia – ktoś był tak genialny, że podłączył bojler do instalacji oświetlenia, włączało się go w przedpokoju włącznikiem do światła – jeden przycisk zapalał światło w łazience a drugi włączał bojler (SIC!). Prawdopodobnie to właśnie instalacja zrobiona jak przez pijanych przybyszy z kosmosu spowodowała spalenie się bojlera. Spoko, to jeszcze nic bo ów włącznik znajdował się nie na ścianie przy drzwiach do łazienki ale na ścianie obok drzwi wejściowych – gdzie powinien był włącznik światła dla przedpokoju, który za to znajdował się na przeciwległej ścianie. Tak więc jak się wchodziło do mieszkania to otwarte drzwi wejściowe zasłaniały włącznik światła. Taki stan rzeczy nasuwa mi jedno pytanie – jak budowali ten dom to czy pili i jak można przeżyć takie ilości alkoholu i jeszcze budować?
    Wracając do łazienki. Pierwszą czynnością było zdarcie tapety a następną wyniesienie wanny – wystarczyło ją złapać we dwóch i wynieść na balkon – wana była wolno stojąca, bez odpływu -spuszczana woda lała się na kafelki spływając swobodnie do odpływu (WTF?). Później wywalenie bojlera, demontaż WC – zamontowanego w rogu pod dziwnym kontem.
    Przed pracami wyburzeniowymi musieliśmy jeszcze opróżnić schowek (wejście od kuchni).
    Po tych wstępnych czynnościach nastąpiła istna demolka – we dwóch zaczęliśmy zbijanie tynku i wyburzanie ściany. Zdemontowaliśmy rury i wyburzyliśmy wszystko. Ilość gruzu była ogromna. Syf w mieszkaniu również nie mały.

    Po zamurowaniu drzwi dzielących kuchnie od schowka/łazienki przystąpiłem do walki z rurami – najpierw kwestia doprowadzenia wody. Wybrałem technologię ALU-PEX (warstwowe rury z tworzywa sztucznego i aluminium). Same rury są tanie, drogie są złączki. Zaplanowałem instalację dla łazienki i kuchni i wykonałem podkucia pod rury. Zamontowałem rury razem z zaworami. Instalacja zdała egzamin. Tak więc przyszedł moment w którym trzeba się zastanowić na źródłem ciepłej wody – bojler kategorycznie odpada – nie chce się kąpać mając nad głową coś co przypomina bombę atomową. Wybraliśmy ogrzewacz przepływowy – z braku przyłącza 400V (trójfazowe, siła) został 5,5KW ogrzewacz na zawyły 230V prąd taki zakupiliśmy. Podłączyłem go prowizoryczne dla testu – efekt – totalna załamka – woda była zaledwie letnia. Nie da się żyć bez ciepłej wody prawda?
    Przy tej okazji wyszedł kolejny problem z tym mieszkaniem – instalacja elektryczna. Po włączeniu ogrzewacza napięcie spadło z 230 do 160V – nie ma co się dziwić, że słabo grzało jak zostało 1 KW mocy.
    W tym miejscu nadmienię, że instalacja wodna z ogrzewaczem i zaworami kosztowała około 1500zł.

    Nie zrażając się przeszedłem do prac nad instalacją elektryczną. Pociągnąłem dwa nowe kable do łazienki – specjalnie pod ogrzewacz. Oraz jeden do kuchni (pod AGD). Zrobiłem porządek z włącznikami światła i pociągnąłem instalacje pod oświetlenie. Wszystko ładnie zatynkowałem. Po tych zmaganiach ogrzewacz działa całkiem nieźle. Tyle, że skończyło się miejsce na podłączanie kabli w skrzynce bezpieczników.
    Koszt kabli, gniazdek, włączników – 1000zł

    W międzyczasie zrobiłem instalację ściekową dla łazienki i kuchni (dzielą jedną ścianę) – użyłem rur o przekroju 4 cm, wykonałem podkucia i kanalizację podłączyłem pod odpływ do, którego był podłączony zlew w kuchni. Przetestowałem instalację wlewając kilka butelek wody – wszystko wyglądało OK. Koszt około 200zł

    Zająłem się tynkowaniem łazienki – koszt około 300zł. W międzyczasie kupiliśmy nowy WC – kompakt. Koszt około 500zł (licząc wszystko).

    Również w międzyczasie w ramach odgracania mieszkania wyniosłem i popiłowałem stare meble – celu późniejszej obróbki przez piec. To samo zrobiłem z panelami ściennymi w kuchni, po których zdjęciu ukazała się paskudna zielona lamperia. W kuchni była (jak w pokojach) podłoga z deski sosnowej na legarach. Podłoga skrzypiała i poruszała się przy każdym kroku. No ale to nic – nie było aż tak źle – nadawała by się do użytku po odnowieniu – niestety deska malowana emalią na rudy kolor nie sprawdziła się w kuchni i bardzo zbutwiała. Sprawę remontu kuchni odłożyliśmy na później.

    Po skończeniu tynków w łazience (prawie skończeniu) postanowiłem wyremontować pokój (salon). Zdarliśmy starą farbę i położyłem gładź (szkoda, że się spieszyłem bo nie jest idealnie równa). Pokój pomalowaliśmy na szaro farbą lateksową z Duluxa – jest świetna. Koszt około 500zł. Podłogę postanowiliśmy odnowić malując emalią akrylową na biało – koszt około 300zł (to było bez sensu – ale o tym dowiedzieliśmy się później).

    W łazience cały czas trwały prace – z cegły klinkierowej, tej ręcznie formowanej, stylizowanej na starą wykonałem zabudowę wanny i obłożyłem ścianę za WC. Koszt cegły 500zł. Zamontowałem baterię (koszt około 400zł) i wnieśliśmy wannę.

    Do pokoju kupiliśmy piecyk kominkowy i go zamontowałem. Koszt około 1000zł. W drugim pokoju urządziliśmy prowizoryczną „kuchnię”. W tym momencie zastała nas połowa grudnia. Czyli minął prawie rok od tamtego czasu.

    Nie mogliśmy wytrzymać więc postanowiliśmy się wprowadzić – mimo nie wykończonej łazienki i braku kuchni. Na „dzień dobry” mieliśmy niespodziankę w postaci braku możliwości pożyczenia kanapy. Musieliśmy kupić materac (500zł) i łóżko (500zł).

    Kupiliśmy zmywarkę (koszt 500zł – używka). Radośnie odpaliliśmy ją – początkowo w łazience. Wszystko podłączone i gotowe. Zmywarka zaczęła pracę, w momencie wypompowywania wody w kuchni z odpływu trysnęła fontanna. Odpływ niedrożny. Mimo użycia różnych chemikaliów i przepychaczy nie udało się udrożnić odpływu – przyczyną niedrożności jest stara żeliwna rura o średnicy 5 cm – od środka zarosła rdzą! Moje piękne odpływy poszły się je…. musiałem zrobić paskudną rurę prowadzącą do odpływu WC. Dodatkowy koszt 150zł.

    Do świąt udało mi się zrobić takie rzeczy jak: wstawienie starej ościeżnicy i drzwi do łazienki (0zł), gładź w przedpokoju (słabo wyszła, była kiepska), pomalowanie przedpokoju, docieplenie drzwi wejściowych. Wszystko to za jedyne około 100zł.

    Po świętach wróciliśmy do prac w łazience. Wyrównałem poziom podłogi (w schowku wylewka była o 2-3 cm wyżej) i położyliśmy deskę trójwarstwową. Koszt wszystkiego około 1000zł.
    Na tym prace stanęły. Kupiliśmy tylko szafki do zabudowy kuchennej i baterię kuchenną – 2000zł.
    W łazience zrobiłem gładź i pomalowałem – się spieszyłem i wyszło okropnie. To nic – i tak to wszystko pójdzie po karton-gips. Koszt 200zł.

    Kupiliśmy małą kuchenkę indukcyjną – około 150zł.

    Kupiliśmy nową wannę – koszt około 500zł.

    W marcu zacząłem prace nad kuchnią – rozbiórkę podłogi. Jakie było moje zaskoczenie kiedy pod podłogą znalazłem gruz i piach. Kilkaset kg do wyniesienia.
    W międzyczasie obłożyłem komin w salonie – cegłą klinkierową, ładnie wyszedł.
    Postanowiłem zrobić wylewkę na styropianie 7cm, podwójnie zbrojoną. Oczywiście poziom stropu nie był równy. Praca nad wylewką zajęła mi prawie miesiąc. Wniosłem na własnych barkach i ręcznie rozrobiłem ponad 2 tony zaprawy posadzkowej. Na szczęście wylewka wyszła w miarę równa i mocna. Kolejnym bólem było doprowadzenie ścian do porządku – tak, tą zieloną lamperię musiałem zdzierać z użyciem opalarki i innych narzędzi.
    W kuchni musiałem wykonać przyłącze wodne, kanalizacyjne. Musiałem też wykonać instalację elektryczną. Gniazdka przy zabudowie, kable pod oświetlenie, kabel pod ogrzewanie i pod kuchenkę indukcyjną (400V). Wszystko wymagało wykonania podkuć – miejscami tynk był tak słaby, że spadało kilka m2. Tak więc oznaczało to dodatkowe tynkowanie. Z okna musiałem zdemontować „parapet” – w praktyce kawał betonu.
    Zrobienie kuchni do stanu – beton na podłodze, gładź i farba na ścianach, bieżąca woda, drożne odpływy kosztowało około 2000zł

    Prawie bym zapomniał o wymianie drzwi wejściowych. Kosztowało wszystko około 500zł ale pracy było sporo. Stare drzwi miały nietypowy wymiar. Trzeba było wywalić starą ościeżnicę i wstawić drzwi 90. Od strony mieszkania został dziwny „gzyms” który trzeba zabudować.

    Kupiliśmy gres – czarno-biała szachownica i położyliśmy pod zabudowę. Dokupiliśmy szafki i pułki, kupiliśmy blat – przywiozłem go swoim samochodem – Hyundai Lantra – sedan. Blatu jest 3,55m.
    To kosztowało kolejne 1000zł.
    Kupiliśmy i zamontowaliśmy zlew – koszt około 150zł.
    Taki stan rzeczy był na koniec czerwca.

    Wzięliśmy się za odnawianie podłogi w salonie. Zdzieraliśmy farbę z użyciem opalarki po czym ja wyrównałem deskę za pomocą struga elektrycznego i szlifierki mimośrodowej. Wyszła piękna sosnowa deska. Została pobielona za pomocą ługu i mydła z olejem. Deska będzie jeszcze olejowana. Koszt renowacji około 300zł.
    W miejscu gdzie stał piec został kawał betonu – usunąłem ten beton, zrobiłem wylewkę i położyłem grafitowy gres.
    W październiku wróciliśmy do kuchni. Położyłem zamontowałem ogrzewanie podłogowe i położyłem gres. Koszt całości to około 2000zł.

    W przedpokoju postanowiliśmy również położyć gres – tak aby był całością z tym w kuchni. Zdjąłem stary parkiet (stan fatalny) i spodziewałem się, że był klejony na papie. A gdzie tam – niespodzianka – przyklejony został na smole. Teraz jasne dlaczego kompletnie się nie trzymał – smoła się skruszyła. Utworzyła warstwę 0,5cm czarnego, pylącego paskudztwa. Oczywiście do betonu trzymała się nieźle. Na tyle, że byłem zmuszony kupić młot udarowy – potężna maszyna. Kucie zajęło zaskakująco dużo czasu. Na dzień dzisiejszy korytarz nie jest jeszcze skończony.

    Do tego wszystkiego trzeba doliczyć koszt narzędzi i innych materiałów w wysokości 2000zł.

    1. Suma sumarum ok. 20 000 zł. Heh. Czyli miałam rację jak szacowałam przed wzięciem tego mieszkania, że cały remont może kosztować ok. 50 000 zł. Z zakupem wszystkim potrzebnych mebli i innych przedmiotów, może tyle właśnie wyjdzie.

Dodaj komentarz