Notki

Na szybko

No i właśnie po to mi ten blog. Jak wpadnie mi do głowy pewien pomysł, inpiracja, tudzież „złota myśl” , chcę mieć gdzie to napisac żeby nie zniknęło w odmętach dysku twardego.

Myślałam dzisiaj dużo o fotografii. I o sobie w tej dziedzinie. Jest to moja pasja, którą ostatnio na jakiś czas zwiesiłam. Tak jakoś wyszło, bez powodu. Powiedzmy, że straciłam wenę. Przede wszystkim przestało mnie bawić pstrykanie wszystkiego co się napatoczy, a zaczęło mnie coraz bardziej ciągnąć w stronę artystyczną. I się zawiesiłam. Na prawie rok, po prostu masakra. Potrzebuję fotografii bardziej niż powietrza, to jest mój wentyl, moje ulubione pole do popisu. Myślę, że dzisiaj nastąpił przełom, co ma związek z projektem, o którym myślałam już co najmniej dwa lata. Chcę fotografować codziennie, chcę nauczyć się poszukiwania inspiracji w codzienności, która mnie otacza. I chcę żeby to coś wyrażało. I już wiem, gdzie jest klucz i gdzie zaczyna się droga, którą chciałabym iść.

NASTRÓJ. Jedno słowo, które moim zdaniem „robi zdjęcie”. Z mojego portfolio najbardziej lubię fotografię zrobioną kiedyś w Trokach na Litwie. 30 sekund naświetlania na zbyt lekkim, chwiejącym się statywie. Zrozumiałam, że jednak nie lubię wycackanych w photoshopie ujęć, przegiętych do granicy kiczu intensywnych kolorków, nudnych do wyrzygania kropelek na pajęczynce i pozowanych portretów. Tu chodzi o coś więcej, niż ładne, poprawnie technicznie zdjęcie, powielające ten sam widoczek. Dlatego kocham mgłę, długi czas naświetlania, nieostrości, światłocienie. Tam kryje się nastrój, a nastrój to tajemnica, to coś co zatrzymuje uwagę na dłużej.

Może to banalne odkrycie, ale dla mnie w pewnym sensie fundamentalne. Bo wreszcie zdałam sobie sprawę z tego, co tak naprawdę chcę pokazać za pomocą fotografii. Proste rozwiązania jednak zawsze są najlepsze. Liczę na przełom.

O wykańczaniu

Wykańczam mieszkanie, w którym mieszkamy prawie od roku. Przewinęło mi się przez głowę mnóstwo różnych koncepcji. Przy okazji odkryłam swoją nową pasję – kocham dobre i stylowe wnętrza. W zasadzie to się mocno zasadza na moich pozostałych zainteresowaniach – mam na myśli fotografię i dobry szeroko pojęty design (czy dizajn? chyba nie przepadam za spolszczaniem). Zawodowo zajmuję się projektowaniem stron internetowych, logotypów i wizytówek. Lubię to robić i staram się, by moje inspiracje pochodziły z dobrych źródeł :).

Ale wracając do tematu. Z tym wykańczaniem jest jak z obosiecznym mieczem – ja wykańczam mieszkanie, a ono mnie. Ostatnio przeżyłam prawdziwe załamanie z tym związane. Jednak zanim to opiszę, muszę wspomnieć o istotnym fakcie. To wnętrze w zasadzie buduję od podstaw.  Nie było praktycznie ani jednej rzeczy, której nie trzeba było wymienić, czy też odnowić.  Nie było ciepłej wody, ogrzewania (bo czy można nazwać ogrzewanym mieszkanie, w którym zimą jest w porywach do 12 stopni? Nie sądzę.) , prawidłowo wydzielonej przestrzeni. Jakiś czas temu wymieniono jedynie okna – ale prawdę mówiąc – to wcale nie był taki świetny pomysł, ponieważ po starych oknach zostały „urocze” parapety i wnęki znacznie większe od ramy okiennej :/. Kiedyś zarzucę zdjęcie.  To nie koniec „atrakcji”. Musieliśmy się uporać z cieknącym dachem (rzekomo naprawianym rok wcześniej), z emalią na ścianach w kuchni (zdzieraliśmy opalarką, w niektórych miejscach zbijaliśmy tynk), z zawilgoconymi tynkami w łazience (wszystkie do zbicia) i z grzybkiem. Oczywiście większość tych rzeczy zrobiliśmy przed wprowadzeniem się.

„Krótka” lista wykonanych prac:

– prace hydrauliczne (wszystkie stare rury poszły won, zostały zrobione na nowo odpływy, inny układ w kuchni, nowe rury i złączki)

– prace elektryczne (pociągnięte nowe kable tam gdzie było to konieczne, jeszcze czeka nas założenie nowego przyłącza – obecne jest współdzielone z sąsiadem)

– wyburzenia – powiększyliśmy łazienkę kosztem spiżarki

– murowanie – zamurowaliśmy drzwi do spiżarki

– instalacje sanitarne (WC, nowa wanna, bateria wannowa, zlew w kuchni, bateria do zlewu)

– naprawa dachu

– ogrzewanie kominkowe – piecyk wolnostojący z szybą (musimy kupić jeszcze jeden do drugiego pokoju)

– ogrzewanie podłogowe – w kuchni

– zdjęcie starych kaloryferów i wyjęcie rur (zrezygnowaliśmy z pseudo-ogrzewania centralnego – 12 (!) stopni zimą, za które sąsiad, który mieszka piętro niżej i zawsze kupował węgiel i podkładał do pieca, kazał sobie zapłacić za 10 ton węgla – nie, mieszkanie nie ma 200m2 tylko raptem 63!)

– zdjęcie starych sosnowych desek w kuchni (były spróchniałe)

– wylewka betonowa w kuchni

– wylewka betonowa wyrównująca w łazience

– zabudowa wanny z ręcznie formowanych cegieł klinkierowych (zamiast płytek – chciałam oryginalne rozwiązanie)

– położenie drewnianej podłogi w łazience (jatoba)

– położenie gresu w kuchni i w przedpokoju (szachownica czarno-biała; bardzo duże poświęcenie z mojej strony – nie cierpię płytek!)

– zdjęcie parkietu dębowego w przedpokoju (był wybrakowany, przyklejony na smole (!), którą przed położeniem płytek trzeba było przez 3 dni (powierzchnia raptem 3,5m2) skuwać za pomocą młota udarowego – uroczo po prostu!)

– położenie gładzi w pokoju, w przedpokoju, w łazience i w kuchni

– malowanie pokoju, przedpokoju (po incydencie ze skuwaniem smoły trzeba będzie malować jeszcze raz), łazienki i kuchni

– zabudowanie „uroczych” wnęk okiennych znacznie przekraczających szerokość ramy okiennej (jeszcze trzeba to zrobić w jednym pokoju, w kuchni i łazience)

– wstawienie nowych drzwi wejściowych

– złożenie zabudowy kuchennej – szafki dolne plus blat

– odnowienie sosnowej podłogi w pokoju (ok. 18m2)

Lista prac do zrobienia:

– pomalowanie pokoju (który był rok temu malowany, ale po poprawkach wnęk okiennych wymaga pomalowania)

– pomalowanie przedpokoju

– poprawki w kuchni

– zabudowa z płyt kartonowo-gipsowych w łazience (sufit, który nie ma równego poziomu)

– wstawienie nowych drzwi w łazience

– zabudowa łazienkowa pod umywalkę

– odnowienie podłogi sosnowej w drugim pokoju

– przyklejenie tapety z włókna szklanego (zamiast cholernej gładzi) i pomalowanie drugiego pokoju

– zakup sprzętu AGD – płyta indukcyjna, piekarnik, okap, pralka, lodówka

– zakup kanapy

– zakup drugiego kominka wolnostojącego

– powieszenie pozostałych półek w kuchni

Czyli bliżej do końca niż dalej i zbliżam się powoooooli do kupowania fajnych rzeczy typu meble, zamiast kolejnych worków z tynkiem/betonem/klejem do gresu.

Mam już dość. I mam powody do tego, by czuć się WYKOŃCZONA przez własne mieszkanie. Nigdy więcej brania się za coś, co wymaga tak bardzo gruntownego remontu i sprawia niespodzianki na każdym kroku. NO FUCKING WAY!

I znowu…

Założyłam kolejnego bloga. W zasadzie chyba głównie dlatego, że platforma blogspot mi się znudziła. a miałam okazje testować wordpressa, więc zdecydowałam się, że znowu popełnię ten sam błąd.

No bo w sumie po co mi blog, skoro mam potrzebę aktualizacji z trzy razy w roku? Tak wynika ze statystyk. No cóż, potrzebuję motywacji i miejsca na uporządkowanie pewnych spraw. Dlatego zamykam pozostałe blogi.

Może tym razem się uda.